Mieliśmy wracać polskim busem, mieliśmy nawet bilety, ale ostatecznie przyjeżdża po nas ojciec i po półtorej godzinie jesteśmy w domu.
Na lotnisku przed naszym autem jeszcze pewna niemka potknęła się o krawężnik i klapnęła pięknie o glebę aż mnie ciarki przeszły. Ręce nie były w stanie powstrzymać jej masy przed brutalnym spotkaniem z asfaltem i ostetecznie zahamowała twarzą. Niemiły widok. Nie ma co trzeba jechać do kraju!