Korzystajac z okazji, ze mój czas pobytu zbiegl się w czasie z moto gp Malezji, wybrałem się do Sepang obejrzeć wyścigi. Swietna atmosfera! Publika zywa, jak na meczach pilki nożnej, której jednak nie trawie. Miałem miejsce na pierwszym zakrecie (tam gdzie zazwyczaj zdarza się najwięcej dzwonow), stracilem rachubę ile osob się wysypalo :) W pewnym momencie czestotliwosc szlifow tak się nasilila, ze 5 okrazen pod rząd chociaż jeden motocykl szorowal asfalt heheh
Wszystko by było super gdyby nie to, ze jeden wypadek był smiertelny :/ Nie widziałem tego ze swojego miejsca. Wiedzialem, ze stało się cos zlego, bo pojawily się czerwone flagi i przerwano wyścig. Na trybunach panowala totalna dezinformacja, zadnego komentarza. Wszyscy siedzieli na miejscach. Kolejnosc koncowa była taka jak stan pozycji przed przerwaniem wyścigu. Posiedzialem jeszcze około godzine i wrocilem do hostelu. Potem dowiedziałem się ze Marco Simocelli umarl. Szok. Do czasu dotarcia do hostelu uwazalem dzień za bardzo, bardzo udany. Teraz nie wiem co mam myslec. Dziwnie się czuje.