Po Ha Long pojechalismy busem do Hai Phong. Z racji tego, ze mielismy zarezerwowany bilet do Ho Chi Minh City czyli miasta, ktore wiekszosc z nas ma zakodowane w glowie pod haslem Sajgon. Kupilem majty, bo swoje zostawilem na statku!!!!!!!!!! Wszystkie moje ulubione majty :( Bede musial dokupic jeszcze, bo mieli tylko rozmiar 2XL :D Wg tego co napisali na opakowaniu, to ja przy wzroscie 180cm potrzebowalbym 3XL haha
Znalezlismy hotel. Nie ma tutaj nic budzetowego, wiec spimy w hotelu 3*. Ale nie ma tragedii z cenami, placimy za pokoj ok 60zł ze sniadaniem :) Klima, tv, wlasna lazienka, jest nawet telefon! Moge np. zadzwonic do recepcji.
Wyszlismy cos zjesc, dlugo nie moglismy nic znalezc poza zarciem na ulicy. W koncu cos znalezlismy. Nie mieli angielskiego menu, wiec wzialem w ciemno 5 potraw. Przyniesli nam frytki, ogorki, pomidory, boczek surowy z grzybkami w srodku i surowa wolowine. Chwile myslalem co z tym zrobic, czy jesc surowe czy co (a fanem tatara i surowego miesa nie jestem), gdy przyszedl kelner i podpalil nam taka mala patelnie. Musielismy sobie to sami usmazyc na masle :) Dodatkowa atrakcja, samemu sobie usmazyc obiad w restauracji.
Hai Phong to raczej nieturystyczne miasteczko, wiec znowu wszyscy sie za nami ogladali, dzieci sie usmiechaja :) Taki Wietnam lubie. Niezepsuty glupota pogoni za kasa i pazernoscia.