Weekend pt. życie tajskiej rodzinki. Ludzie okazali się bardzo przyjaźni. Pokazali mi okolicę. Byliśmy na plaży, okolicznej górze ze świątynią i widokiem na wybrzeże. Kręciły się tam małpy, całe mnóstwo małp. Z innych atrakcji odwiedziliśmy pływający targ. Ogólnie miasto takie sobie, nic szczególnego, ubóstwiane przez emerytów z Europy. Dlaczego? Nie wiem, nie pytałem.
Najciekawszą sprawą było poznanie tej rodzinki i zobaczenie jak sobie żyją. Jednego wieczora przygotowali kolacje przed domem. Rozłożyli maty, odpalili sukayaki o ile dobrze pamiętam, czyli elektryczny gar z wodą, zagotowali wodę i wrzucili makaron sojowy, wieprzowine i specjalne liście do środka. Do tego sałatka z papaji, 3 różne wersje. Smakowało mi.
Postanowiłem trochę zwolnić i posiedzieć trochę w Bangkoku. Mam zabukowany lot na Filipiny z Kuala Lumpur dopiero na 21.02, Więc kupa czasu, a Tajlandia w miarę objechana.