Dzień 1
No i znowu Phnom Penh. Tym razem po wizę do Laosu i Tajlandii. Niestety nie będąc świadomy jaki mamy dzień tygodnia niefortunnie trafiło na piątek wieczór. Ambasada jest zamknięta w weekendy, więc pozostaje mi czekać do poniedziałku.
Zjadłem grillowaną przepiórkę. Nie było dużo do jedzenia, ale nie byłem bardzo głodny toteż nie miałem podstaw do narzekania.
Wieczorem impreza, ale już coraz mniej mi się chce imprezować. Jakbym mógł to pojechałbym jutro do Laosu. Za dużo czasu spędziłem w tym mieście, zaczyna mnie nudzić powoli.
Dzien 2 i 3
Niewiele pisać. Połaziłem trochę po miescie, impreza, poznałem pierwszą polkę na mojej drodze i rozwaliłem zlew w hotelu (nie z mojej winy). Nie wiem już co tu robic, nudy na maxa.
Dzien 4
Poniedziałek, a król Tajlandii ma urodziny, więc zamknął ambasady. AAAAAAAAA! Na darmo przesiedziałem weekend. Tym bardziej, że na wizę trzeba czekać jeszcze 4 dni.
Kupiłem bilet i jutro rano jadę do Laosu, wizę załatwię w Vientiane, choć początkowo chciałem to miejsce ominąć. Wrzucę paszport do ambasady i się pokręce po Laosie. Więcej w Phnom Penh nie dam rady siedzieć.