Zamiast o 9 na Koh Tao zajechałem o 13 na Koh Phangan. Powód – wysokie fale pomiedzy Chumporn a Koh Tao i zamiast tam bus zawiózł mnie do Surathani. Wymienili mi bilet na Surathani – Koh Phangan i Koh Phangan – Koh Tao. Zdecydowałem się wysiąść na Koh Phangan. Raz, że mam darmowy bilet na Koh Tao a dwa, że byłem już zmęczony i nie chciało mi się zmieniać łódki i płynąć jeszcze 2h.
Taksą pojechałem za 100BHT pojechałem do Haad Rin. Wioski, w której jest Full Moon Party za 5 dni. I szok. Do wszystkich hosteli do których wszedłem wołali po 2700BHT, 1700BHT, a mój budżet wynosi około 1000 na dzień hehe Po godzinie szukania skumałem się z tureckim niemcem i znaleźliśmy pokój za 200/osobę i bez zwyżek na dni imprezy. Całkiem przyzwoicie.
Plaża godna, widoki przepiękne. Przez następne 2 dni na skuterach zjeździliśmy całą wyspę. Taka duża mała wyspa. Na nogach się nie przejdzie, ale skuterem raz dwa można objechać wszystkie plaże. Bardzo ładna wyspa.
Przeżyłem szok – wracając z plaży spotkałem w małej alejce swojego kumpla z uczelni, z którym chodziłem na te same zajęcia przez 2 lata. Na początku mózg nawet nie zatrybił, bo jak to tak. Dopiero po chwili się informacje popłyneły po neuronach, że go przecież znam. Studiował przez semestr w Chinach i przyjechał na koniec do Tajlandii korzystając z okazji.
Impreza poprzedzająca Full Moon wg mnie była nawet lepsza od tej głównej. Nie tak dużo ludzi, ale było śmiesznie. Dmuchałem ogniem (czy jak to się nazywa) żeby zapalić pochodnie. Zawsze myślałem, że to trudne i niebezpieczne, a tutaj wszyscy nawaleni i można próbować. Fajna sprawa, ale posmak tego czegoś do dmuchania w ustach jest jeszcze następnego ranka. Skakanie przez płonącą linę – rezultat lekko przypalone włosy na głowie. Było dobrze.
Full Moon też ok. Zgubiłem się zresztą ekipy. Ale zdążyłem podmuchać ogniem i pozjeżdżałem ze zjeżdżalni z wodą z nimi. A i spotkaliśmy polaka ze Świnoujścia naćpanego jakimś speedem. Masakra co za koleś... Miał flagę Polski na klacie, potem jest taki a nie inny obraz polaka za granicą.
Podpieprzyli mi przewodnik w pokoju i niemcowi ładowarkę. Tajowie mnie zaczynają już pod względem złodziejstwa na każdym kroku denerwować. W busach, w pokojach, gdzie jeszcze? Mieliśmy pokój dwuosobowy, więc kradną właściciele albo ciecie.