Dzień 1
O 9 spakowałem mały plecak, wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy i zostawiłem duży w hotelu. Pojechałem na północ w strone Am coś tam po drodze skręciłem w lewo na małą drogę i dojechałem do Yasothon ok 14. 140km, zaczęło padać wiec zalogowalem sie w hotelu. Polazilem troche. Jestem pierwszym obcokrajowcem, ktory tam spal. Powinienem miec z tego tytulu nocleg za frytki!
Ludzie w ogole nie spodziewaja sie ze zobacza obcokrajowca na ulicach. Idac slysze co chwile slowo ' farang', ktore okresla kazdego turyste. Jest ok, w sumie tego szukałem, ale problem w tym, ze prawie nikt nie mowi po ang. Takze troche mi doskwiera samotnosc, nie ma nawet z kim pogadac. Ale ludzie przyjazni, probuja zagadac, ale po tajsku.
Dzień 2
Śniadanko i jazda dookola. Zaplanowane kółko ok 200km. Widoki ok, kolory Isaan to wyschnięta trawa i obok soczysto-zielone pola ryżowe. Tak to mniej więcej wygląda.
Wróciłem ok 15, pooglądałem tv, posiedziałem na necie. Nie bardzo miałem nastrój do robienia czegokolwiek. Ale o 23 postanowiłem ruszyć leniwe dupsko na piwo. Dzień wcześniej odwiedziłem 2 puby, z czego jeden mi w miarę przypadł do gustu, z tym ze nikt nie za bardzo sie kwapil do rozmowy.
Tak więc pojechałem w to miejsce, zamówiłem piwo, dosiadł sie do mnie jeden Taj, który jako tako ogarniał język. Dokleiłem sie do ich ekipy, skończyłem piwo i pojechaliśmy z 5km do innego pubu. Mało co nie zamarzłem na skuterze. W koszulce przy ok 11 stopniach. Trzęsłem sie z zimna jak galareta. Dojechalismy. Taj poszedl szukac kumpli, ja zostalem na parkingu. 2 minuty i jakas dziewczyna wziela ode mnie numer. Pomyslalem, ze to troche dziwne. Ale to jeszcze nic. Wszedlem do srodka, posiedzialem 5 minut w dyskomforcie bo wszystkie dziewczyny zaczely mnie obczajac, usmiechac sie i podnosic szklanke. Ok jesli bylaby to jedna albo 2, ale nie ze w ktora strone bym skierowal wzrok tam cos takiego sie dzieje. Troche sie speszylem. Chociaz mysle, ze moglbym sie do tego przyzwyczaic po jakims czasie. Jedna dziewczyna z mojej ekipy gadala z jedna z tych 'zadowolonych'. Wstalem pogadalem 2 minuty to zbieglo sie z 6 albo 7 fajnych dziewczyn, stanely dookola mnie i wszyskie wpatrzone jak w Madonne, z usmiechem i oczami kota ze Shreka zagadywaly wszystkie naraz o imie, skad jestem itp.
Dzien 3
Trzeba wyjezdzac, szkoda, bo poznalem pare osob i moze poszedlbym jeszcze na pare imprez, ale w ciagu dnia nie ma tam nic do roboty. Kompletnie nic. Chwile sie wahalem co zrobic, ale ostatecznie planowo pojechalem spowrotem do Ubon i nocnym pociagiem do Bangkoku.
W sumie nakrecilem 450km w 3 dni.
Rada, dobrze jest mieć gps. Ja za swojego garmina nuvi 205 dałem 130zł na allegro i jestem w pełni zadowolony. Dobre mapy i nie ma opcji zabłądzić tak żeby się nie odnaleźć. Oszczędził mi sporo stresu i kombinowania, pytania o drogę. W pewnym momencie byłem totalnie zdezorientowany, a na drodze przez wiele km nie było żywej duszy. Skrzyżowania na wioskach nie są oznaczone, bo i po co skoro 99,999999% zainteresowanych zna drogę, a nikt się tam nie zapuszcza.