Wyspa, którą rekomendowano mi wiele osób, najbardziej spokojna, najlepsza na relaks. I taka się okazała. Mój ranking wysp na których byłem:
1. Phangan
2. Lanta
3. Phi Phi
4. Tao
5. Phuket
Dzień 1
3 godzinne poszukiwania bunglowu z parką francuzów i australijskim włochem. Nie zbyt udane. Jak się później okazało 18-letnia francuzka nie umiała pohamować się z wybuchu zachwytu i uwielbienia oraz chęci zapłaty jak najszybciej. Co za tym idzie przyszło im placic 500BHT. Zamierzałem szukać dalej, ale w końcu skończyłem na hamaku na werandzie u australijczyka.
Dzień 2
Ko Lanta jest ok 2 razy mniejsza niż Ko Phangan. 20Km długości. Tak więc dookoła jest jakieś 50km. Tyle co nic. Wybrałem się z austalijczykiem na tripa dookoła na skuterach. Znaleźliśmy lepszą plaże od naszej. W zasadzie znaleźliśmy 2 super plaże, z czego na jedną trzeba było jechać małą ścieżka i nie było przy niej żadnych noclegów. Zarezerwowałem sobie pokój na tej drugiej najlepszej plaży – pierwsza na południe od Long Beach. Nie pamiętam nazwy (Klong cos tam), a nie mam teraz pisząc to internetu, więc nie sprawdzę. Guesthouse zaraz przy plaży. Schodzi się po schodkach i jest się na piasku.
Dzień 3
Zmieniłem adres. Mam teraz miejscówkę na „werandzie” z widokiem na zachód słońca itp. Jak chcę popływać to schodzę po schodkach i to wszystko. Jak chcę posiedzieć na internecie to wracam na werandę i dalej mogę kontrolować co dzieje się na plaży, czy ktoś się topi i trzeba go ratować. Wszystko pod nadzorem. Powinni mi za to płacić, że pilnuję porządku. I tak dzień zleciał na wylegiwaniu się. O to chodzi, przecież jestem w raju.
Dzień 4
Powtórka z dnia poprzedniego. Mógłbym tak jeszcze parę dni, ale problem w tym, że 2 miesięczna wiza mi się kończy, a do tego mam dosyć napięty grafik. Muszę zagęścić ruchy. Jutro jadę do Malezji, 18go Singapur i 21 na Filipiny. Odwykłem od tego. 2 miesiące w Tajlandii bez szczególnego planu mnie rozleniwiły.