Z Koh Lanty cieżka droga. Przesiadka w Trang, Hat Yai i Ipoh.
W Hat Yai spędziłem kilka godzin czekając na autobus. Pokręciłem się po mieście, wymieniłem kasę, kupiłem okulary, zjadłem ostatniego KFC w Tajlandii, ostatniego ananasa, ostatniego banana. Jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że już jutro będę tęskił za tym krajem.
Miasto wydaje się ok. Mógłbym tu spędzić dzień albo dwa. Ładne budynki, inne niż zazwyczaj się widzi w tajski miastach. Niestety czuć już wpływ Malezji – mnóstwo muzułmanów, jak i zresztą na Ko Lancie i Ko Phi Phi. Na Koh Phi Phi raz obudził mnie rano śpiewający muzułman w meczecie. Na wschodnich wyspach nie ma ich w ogóle, ale to pewnie kwestia czasu potrzebnego na ekspansję :)