Dzień 1
Mój hostel, w którym spałem był w pełni załadowany, co więcej miał też porezerwowane 2 dni w przód. Musiałem znaleźć sobie inny hostel. W tym nowym okazało się, że mieszka dwójka polaków. Cóż za niespodzianka. Zważywszy, że przez 4 miesiące spotkałem tylko dwie osoby z Polski – no dobra, słyszałem kilkunastu w Angkor, Ha long i Khao San, ale zawsze to były osoby po 40ce. Ta dwójka była wiekowo 2 lata starsza ode mnie.
Wieczorem wybrałem się z Ewą na spotkanie couchsurfingowe z chodzeniem po mieście nocą. Było fajne, nie licząc świrniętego estończyka, dla którego Kambodża była rasistowska dlatego że kasowali go na targach więcej niż lokalnych i w ogóle był męczący. Ale tak to super wypad
Dzień 2
Wybraliśmy się całą polską paczką do Batu Cave. Taki miałem plan przed przyjazdem do KL, więc super się złożyło, że oni też tam chcieli jechać. Jaskinia sporawa, zawiodłem się jednak, bo wydawało mi się, że w środku miała być jakaś wielka statuła buddy czy tego hinduskiego boga. Jakie było moje rozczarowanie gdy po 270 schodach nic takiego tam nie było. Posąg był na dole góry. Wielki, więc powinienem się domyślić, że więcej nie będzie. Ale tego nie zrobiłem, dlatego też wszedłem na górę. Pewnie i tak bym to wszedł
Dzień 3
Tego dnia miałem autobus do Singapuru o 8.30. Dojechałem na drugi koniec KL o 8.28. Ledwo zdążyłem. W zasadzie wskoczyłem do busa, bo już odjeżdżał. Ma się to wyczucie czasu