Niefart, pechowy dzien. Po pierwsze dlatego, że najpierw wsiadlem w autobus do zlego san fernando. Pytalem goscia czy to to San Fernando. Oczywiscie, ze to. No więc musialem pokombinowac. Wysiadlem gdzies, zlapalem jeepneya do Dao i stamtad już pojechalem do dobrego San Fernando. Jednak to nic. Po drodze 2 mega korki. Jeden z powodu wypadku 2 tirow, w ktorym bankowo ktos zginal, drugi to pożar 30km od San Fernando. Spłonal sklep ze sprzętem i drewnem czy coś. Godzina tu, godzina tam + przesiadki i w rezultacie z 6h zrobiło się 9,5. Dojechałem do celu o 23.30, ale szybko znalazlem hotel blisko dworca i dosyć tanio. 300PHP za dwójkę. Tanio, zwazywszy, ze w Manili placilem 500 za single wielkości garderoby.
Miasto jest spokojne, na tyle wolne od obcokrajowcow, że w KFC jakaś dziewczyna „potajemnie” zrobiła mi zdjęcie. Dobra odmiana po Manili. Nie jest specjalnie imprezowe, ale jest gdzie wypić piwo.