Przeniosłem się do hotelu przy samej plaży, która jednak nie powala na kolana po tajskich doświadczeniach. Fale ok, podobno dobre do nauki surfingu. Wypożyczyłem dechę i wziąłem instruktora na godzinę żeby mi poopowiadał co tam i jak. Generalnie sprawa jest prosta. Najgorzej złapać falę, potem już tylko balans. Z instruktorem łatwo, bo pcha dechę jak nadchodzi fala. Na drugi dzień miałem konkretne zakwasy na ramionach, ale twardo wypożyczyłem dechę na parę godzin i kombinowałem. Niestety nie szło tak dobrze jak dzień wcześniej myślę że to przez te zakwasy, nie miałem pary w łapach i popływałem złapałem tylko parę fal przez cały dzień :D Jednak nie ma to jak snowboard, nie trzeba się nic spinać na początku żeby sobie jechać. Zakwasy też są, ale frajda znacznie większa.
Hehe wpisałem San Juan w Geobloga i wyskoczylo mi paredziesiat lokalizacji. Ciezko znalezc to wlasciwe