Kolejnego dnia wypożyczyliśmy skuter i chcieliśmy zrobić kółko ok 250km. Brzmiało to realnie, w końcu nie takie trasy się robiło, ale niestety nie wzięliśmy pod uwagę tego, że drogi mogą nie być wystarczającej jakości. No więc po ok 20km dojechaliśmy do skrzyżowania z szutrową drogą z drogowskazem do Napsan – naszego pierwszego checkpointa. Z lekką dozą niepewności skręciłem mając nadzieję, że taka droga będzie może 5, 10km maksymalnie. Otóż nie ;] 35km drogi z dziurami, kamieniami co najmniej wielkości pięści. Prędkość przelotowa to średnio może 20kmh. Od czasu do czasu trochę betonowej nawierzchni. W Napsan zjechaliśmy na plażę. Najpiękniejszą plażę na świecie! Po prostu rajska plaża. Chcę żeby moja dusza się tam błąkała po śmierci. Po rozmowie z lokalnymi, którzy nam powiedzieli, że droga do naszego drugiego checkpointa jest jeszcze gorsza. Stwierdziliśmy, że posiedzimy półtorej godz na tej plaży i wrócimy tą samą drogą.
Przez następne dni nie mogę przestać myśleć o tej plaży. Myślę, że mógłbym się tutaj wybudować i żyć w spokoju. Nie mam tam turystów, bo nikt nie kwapi się jechać 35km po takiej drodze. Mi to zajęło może 1,5h, ale jechałem szybko jak na warunki.
Czwarty dzień trochę kiepski w organizacji. Chcieliśmy pojechac do Sabang zobaczyć nowy z 7 Cudów Natury wg UNESCO, ale dojechaliśmy do stacji o godz 11. Trochę późno, zważywszy, że autobus jedzie 3,5h. I do tego musielibyśmy jechać na dachu bo był cały pełen. Co więcej ostatni autobus z Sabang do Puerto jest o 14, więc musielibyśmy tam zostać na noc, na co nie byliśmy przygotowani. Zostaliśmy więc w mieście i po prostu poszliśmy na plażę. Plan był żeby jechać następnego dnia z rana. Ja się jednak rozmyśliłem i pojechałem prosto do El Nido. Musiałem się na coś zdecydować. Rozdzieliłem się z Pauliną. Za to mam inne towarzystwo – filipinkę :)
A Sabang okazał się średniawy z tego co mi mówiła Paulina. Być może zrobili z tego cud żeby napędzić turystów.