Siquijor ma na Filipinach reputację przeklętej wyspy pełnej wiedźm, praktyk czarnej magii i voodoo. Brzmiało to dla mnie wystarczająco zachęcająco żeby tam pojechać. Co więcej wiele osób w hostelach polecało tą wysepkę z uwagi na piękne i puste plaże. Prawie wszyscy filipińczycy, którym mówiłem, że jade na Siquijor mówili, że jestem szalony i że oni nigdy by tam nie pojechali bo się boją hehe
Znalazłem się tam trochę późno, o 23 w miejscowości Larena. Z pewnością nie jest to najlepsza pora żeby szukać noclegu na nawiedzonej wyspie. Jakimś cudem z promu zszedłem jako pierwszy, chociaż ludzie tłoczyli się przy wyjściu, a ja wcale nie napierałem. Dorwałem trajcykla i obwiózł mnie po 3 hotelach, z których wybrałem najtańszy przy samym porcie zaledwie 30 metrów od miejsca, z którego mnie zabrał. Warunki kiepskie, bambusowe ściany, a rano się zorientowałem, że nie ma nawet współdzielonego prysznica. Zebrałem się i pojechałem do innej miejscowości.