Dojechałem dzielonym trajcyklem do Siquijor Town do polecanego w przewodniku Das Traum, niemieckim domu gościnnym. Zazwyczaj nie wspominam o hotelach, ale ten był najtańszy w jakim spałem na Filipinach (nie licząc tekturowego) i jeden z lepszych. Miałem pokój jednoosobowy, z balkonem, czyściutki, z panelami itp. za 250peso. 1 km od portu. Moim zdaniem nie warto szukać hotelu przy samej plaży, bo skutery są za 25peso za godzinę. Można sobie robić day tripy na różne plaże na całej wyspie, która w zasadzie można objechać w ciągu jednego dnia spokojnie. No więc pierwszego dnia pojechałem sobie na Kagusuan Beach koło Lazi Super miejsce. Kompletnie nikogo, plaża położona wśród skał, czysta woda, nic tylko sobie odpocząć ciężkiej 20km drodze haha jedzie się tam sporawą leśną ścieżką pareset metrów, w sumie nie tak trudno znaleźć. W ogóle nie za dużo turystów tutaj. Plaże puste generalnie. Lokalni jakoś niespecjalnie lubią chyba plażowac. Może bardziej trendi jest tam zabawa laleczkami voodoo w domowym zaciszu. Co jak co, ale podczas pobytu na tej wyspie miałem różne dziwne sny, głupie i trochę straszne. Może coś w tym jest.
Następnego dnia pojechałem sobie w drugą stronę tzn do przez Larene, Marię do wodospadów Cambugahay. Zmoczyło mnie totalnie. Dziwna ta wyspa, bo na południu gdzie jeżdziłem lało jak cholera, tak samo w górach, przez które zrobiłem sobie skrót do hotelu. A na północy nic, ani kropelki. Ludzie są super tutaj. Dzieciaki krzyczą hey i się śmieją za każdym razem, starsi tak samo :) Bardzo przyjaźni. W górach wyjechawszy z deszczu, za zakrętem widzę ludzi na ulicy, więc zwalniam, podjeżdzam bliżej muzyka gra, kobiety tańczą na ulicy hehe Zobaczyła mnie podniosła rękę, przybiłem jej piątkę ze skutera, śmieją się super klimat. Chyba najbardziej przyjaźni ludzi na przyjaznych Filipinach.