Doleciałem sobie do Singapuru i co? I nie dość, że mój plecak wjechał na taśmę jako ostatni to jeszcze mnie sprawdzili co mam w plecaku i znaleźli dwie łuski od AK, które mam z Kambodży. Wzieli mnie do pokoju ochrony i zaczeli papierkową robotę. Okazało się, że łusek nie można wwozić do Singapuru. Spędziłem tam z 40 minut, kupa pytań skąd po co dlaczego. Wpisali mnie w system. Następnym razem mogą być problemy z tego tytułu. Będę musiał uważać. Niby do więzienia na 2 tyg lub odesłanie do kraju. Głupi kraj, sformalizowany do granic. Ale lepiej się nie wychylać.
Zostawiłem plecak w przechowalni i wyskoczyłem na plażę, bo dalej miałem 4h do lotu. Plaża jest niedaleko lotniska, więc jedzie się tam może 30 minut. Z powrotem dłużej bo trzeba wjechać do miasta trochę żeby się przesiąść z powrotem. Plaża taka tam, ale jak na plażę miejską się nadaje. Jest ścieżka, co chwile miejsce do grillowania, toalety, jakieś korty, windsurfing itd. Tablice co można i co jest sugerowane żeby robić i aktywnie spędzić czas. Czyli piszą: rower, rolki, windsurfing :) Z plaży widać kolejke na redzie. Setki statków w kolejce – nie jak to gdzie indziej nieuporządkowane gdzieś tam sobie stoją, ale jest korek jak do świateł. Duże, małe, średnie grzecznie stoją i czekają na swoją kolej. Fajny widok.
Wróciłem i poleciałem do Jakarty