Z Yogyakarty do Bromo pojechałem minibusem z agencji turystycznej. Raz, że bezpośrednio a nie jakbym pojechał pociągiem 2 przesiadki, a dwa, że tańsze o dziwo. Plus miałem super ekipę większości żeńską i holenderską, jedna niemka i grecka para.
11 godzin jazdy do celu dało się we znaki, dojechaliśmy o 21, a o 4 rano mieliśmy pobudkę na wschód słońca na wulkanie. Nie mogę się doczekać słodkiego odpoczynku na Bali. Następnego dnia nocny bus to Loviny na Bali, więc się nie pośpi. Troche już się styrałem.
Ok wstałem jakoś, zawieźli nas na punkt widokowy na wulkan i morze piasku w kalderze.Było ciemno jak tam dotarliśmy, widać całą masę gwiazd. Przepięknie. Nie zdążyłem zrobić zdjęcia ze statywu, bo musieliśmy się spinać z wejściem na view point, który był kilkaset metrów od miejsca gdzie nas wysadzili.
Miejsce nie do ominięcia, widok jest niesamowity. Cała kaldera w chmurach, które posuwają się dosyć szybko. Wschód słońca pomarańczowy, las w dole spowity w chmurach, wulkany. Nie do opisania, zdjęcia może trochę to oddają.
Potem część z grupy pojechała dżipem do wulkanu, a ja z niemką chcieliśmy się przejść, bo to tylko 10km. Pożegnałem się z holenderkami, trochę szkoda, ale co zrobić. Jadą do Denpasar o 11, a ja o 19 do Loviny.
Droga wiodła przez „sand sea”, potem po schodach do krateru Gunung Bromo. Kopci się, dziura bez dna, wygląda jak piekło. Ciekawe jak głęboka jest. Obeszliśmy jako jedyni krater dookoła, godzina drogi, a w niektórych miejscach niebezpiecznie. Ścieżka bez lin, 30cm szeroka, gdzieniegdzie nawet bez ścieżki. A z jednej i drugiej strony jakby się poślizgnąć to wątpię czy szybko by się zatrzymało. Adrenalina jest, nie ma to tamto. Bo zbocze dobre 100m, kamienie itp. Po drugiej stronie było troche bardziej płasko to zeszliśmy do krateru kawałek. W drodze powrotnej ja szedłem pierwszy, co chwile słyszałem uślizgnięcia buta i piasek lecący w dół co było tam normalne, ale dostarczało mi duuuuuuuuużo stresu Niemka raz poślizgnęła się tak że zjechała na butach 5 metrów, myślałem że oszaleje, bo nic nie mogłem zrobić, a byłem pewien, że poleci w dół i będzie źle. A było co lecieć. Masakra. Więcej z nią nie ide w takie miejsca!
Słońce strzaskało mnie niemiłosiernie, było zimno i wietrznie jak na snowboardzie. Nie czuło się słońca, nawet nie pomyślałem o tym, żeby się nasmarować. Przecież jak wychodziłem to było ciemno.
Z powrotem też z buta. Ogólnie chyba z 15km po górach zrobiliśmy. W hotelu szybki lunch, pakowanie i o 13 jechaliśmy do Probolingo. Gdzie o 19 miał nas zabrań minibus na Bali.