Droga z powrotem na Bali była dosyć sprawna. Normalnie musiałbym kombinować z przesiadkami na Lombok, ale rano okazało się, że jeden pracownik z hotelu ma coś do załatwienia w Masakar i może mnie podrzucić. Zapłaciłem za wypożyczenie skutera i zawiózł mnie na sam prom. Zajechaliśmy do jego domu, zobaczyłem jak mieszka. Miał chybaz 50 świerszczy czy cykad hodowanych do walk.
Planowo chciałem zostać na noc w Padangbai, zjeść dobre śniadanie następnego dnia i dopiero ruszyć do Kuty. Ale mój hotel był pełny, a ostatni bus odjeżdżał o 16 ( ja byłem tam o 16.20). Jakoś mi się odało znaleźć minibusa który jeszcze nie odjechał, do tego stargowałem do 40000IRP. Dojechałem do Kuty, znalazłem Holenderkę, która za 2 dni miała wracać do domu i poszedłem na obiad, bo nic nie jadłem przez cały dzień.
Drugiego dnia dojechały dwie inne holenderki i dokleił się do nas niemiec. I tak przez parę dni siedziałem w Kucie, surfowałem, jeździłem po okolicy, kupowałem pamiątki itp., bo koniec wypadu już bliski.
Byłem w Ulu Watu, Padang Padang, Jimbaran, wieczorem imprezy w Skygarden, gdzie przez godzinę dają drinki i przekąski za darmo. Także nie wydaję ani grosza na alkohol :)
Tak jak za pierwszym razem nie chciałem wyjeżdzać tak teraz nie mogłem się doczekać. Indonezja mnie zmęczyła, jakbym mógł to bym skrócił pobyt o parę dni.