Monteverde to niewielka turystyczna miejscowość położona ok. 4,5 h drogi od stolicy Kostaryki - San Jose. Na miejsce dotarliśmy około godziny 19.00, zmęczeni, ale szcześliwi. Dość szybko udało nam się znaleźć hostel - 3 osobowy pokój w centrum miasta, z własną łazienką. Szybkie zakupy w lokalnym markecie i spać. Przed nami ciężki dzień. Poranna wspinaczka Amigos Trial na najwyższy szczyt w okolicy oraz wieczorny spacer po dżungli. Wstaliśmy bardzo wcześnie. Szybkie śniadanie, zadowoleni i uśmiechnięci ruszamy w drogę (wtedy jeszcze nie byliśmy świadomi tego co nas czeka). Wspinaczka pod górę zajęła nam około 3 godzin i trzeba przyznać, że byliśmy chyba jedyną ekipą, która zdecydowała się na taki wyskok. WIdoki, które zastaliśmy na górze rekompensowały jednak cały trud, cierpienie, i wylany pot. Po zrobieniu kilku fotek ruszyliśmy w podróż w głąb dżungli. Słowami nie da się opisać tego co tam zastaliśmy. Z jednej strony dzika przyroda, zwierzęta, niezdobyte szlaki, z drugiej natomiast, Młody uważający na każdym kroku, by nie zabrudzić Air Maxów oraz szukający WiFi w środku dzungli:). Po 6 godzinach wspinaczki i marszu, przejściu 12 km i spaleniu 2000 kcal :) wróciliśmy do hotelu na obiad i drzemkę. Po takim wysiłku jajecznica z 15 jaj, szynki, cebuli, papryki smakowałą wybornie. 17.30 to nocny spacer po dżungli, tym razem już z przewodnikiem. I choć do teraz nie wierzę, iż wszystkie napotkane tam zwierzeta był prawdziwe, wyprawa godna polenenia. Noc, latarki, wszechogarniajacy dźwięk dżungli to coś, czego każdy powinien spróbować. Mało kto może pochwalić się zdjęciem tarantuli, leniwca, jakiegoś zielonego węża zrobionym w ich naturalnym środowisku życia. Około godziny 21 wracamy do hostelu. Razem z Wojtasem idziemy spać, a Młody ...Młody standardowo kończy dzień surfując, surfując po Internecie.