Jak było do przewidzenia z obiecywanych 7 godzin zrobiło się 9. Dojechaliśmy o 23, ostatnie 60km jechaliśmy 2,5h z czego 11km po szutrze 45min. Na takiej wiosce jeszcze nie byliśmy! Prądu niet, miliard gwiazd na niebie, a żeby dojść do pokoju wyciągamy czołówki. Mieszkamy w jedynym hostelu przy rzece, od pokoju mamy może 20 metrów.
Rano załatwiam tour do Semuc Champey. Mieliśmy jechać o 9, ale poznana w busie Argentynka nie zdąrzyła się zebrać i ostatecznie ludzie z jej hostelu zrobili nam indywidualny tour o 10.
(opis wycieczki w kolejnym wpisie)
Po wycieczce idziemy coś zjeść – tacos z mięsem, pomidorami itp. Poznajemy właściciela hostelu argentynki, którzy okazuje się tak równym gościem, że wracamy do tam wieczorem na piwko. Hostel otworzył dzień wcześniej, mieszkał długo w Chicago, pracował z Polakami i 5 lat temu wrócił do Gwatemali. Ma jeszcze jeden hostel w Antigule i tak sobie jakoś przędzie.
Wieczorem spotykamy 2 kanadyjki z hostelu i idziemy do baru, pijemy parę shotów, z czego połowa za darmo :) Dalej wychodzimy do kolejnego baru zgarnąć ludzi, siedzimy może godzinę i wracamy z 15 osobami, w tym amerykańcem, którego poznałem wcześniej w busie, więc jest wesoło!
Kolejnego dnia z rana mamy busa do Flores